Książka z masłem sprawdza: książka czy film? | #1 „Dawca”

Pamiętając o Waszych odpowiedziach, których udzieliliście niedawno w ankiecie przeprowadzonej na fan page’u Książki z masłem, zapraszam Was dzisiaj na pierwszy wpis z cyklu Książka z masłem sprawdza: książka czy film? Na pierwszy ogień wzięłam Dawcę – przebój polskiego rynku wydawniczego, który swoją premierę miał w latach 90. Teraz zaś, jak to często bywa, zyskał drugie życie dzięki ekranizacji, która w ubiegłym roku gościła na ekranach kin. Jeżeli chcecie dowiedzieć się, czy wizja reżysera sprostała moim wyobrażeniom oraz w czym kino i literatura mogły ze sobą rywalizować – zajrzyjcie poniżej!

Zacznijmy od książki…

nie trzeba być molem książkowym, żeby zauważyć, że dystopie wiodą ostatnio prym w literaturze dla młodzieży. Wystarczy przywołać choćby świetne Igrzyska śmierci Suzanne Collins czy Niezgodną Veroniki Roth. Dystopią jest również Dawca, w którym fabularny świat z premedytacją pozbawiony został kolorów, głębszych emocji oraz wolnej woli członków dawca książkaspołeczności. Nad osadą władzę sprawuje Rada Starszych – to ona ustala wszystkie panujące w tym świecie żelazne zasady. Prowadzi także zakrojoną na olbrzymią skalę inwigilację mieszkańców. Nie ma miejsca, w którym nie byłyby obecne tutaj kamery oraz głośniki, dzięki którym nawet najmniejsze wykroczenie członka społeczności jest natychmiast rejestrowane i kwitowane udzieleniem oficjalnego upomnienia. Autorka wiele miejsca poświęciła opisowi stworzonego przez nią świata, jednak mimo tej nierównej proporcji, nie czułam się podczas lektury przytłoczona nadmiarem zaserwowanych mi szczegółów. Wręcz przeciwnie, konstrukcja społeczności przedstawiona w Dawcy wydaje się być najmocniejszą stroną całej książki, choć nie obyło się bez kilku niekonsekwencji oraz miejsc, które mnożą u czytelnika zasadne pytania.

Głównym bohaterem opowieści jest Jonasz – dwunastoletni chłopiec, którego poznajemy w momencie, gdy ma zostać mu przydzielony przez Starszyznę przyszły zawód. Jonasz różni się od swoich rówieśników, dostrzega rzeczy, których tamci nie widzą, z pewnych względów (których nie zdradzę!) zaczyna również samodzielnie myśleć, zauważać okrucieństwa i brat wielkipermanentną kontrolę skrzętnie ukryte przed mieszkańcami fikcyjnej krainy przez sprawujących władzę. W drugiej części książki chłopiec podejmuje zaciętą walkę o prawdę, o prawo do wspomnień i pamięci odebrane przed laty mieszkańcom osady. Jonasz bardziej niż pełnokrwistym bohaterem, wydaje się być swego rodzaju everymanem, postacią, która przechodzi inicjację, poznaje ukrytą przed nim prawdę i decyduje się na walkę o ideały. Z tym również wiąże się niewątpliwa alegoryczność całej opowieści stworzonej przez Lois Lowry. Czytelnik otrzymuje tak naprawdę przypowieść o potrzebie jednoczesnego istnienia bólu i radości, śmierci i życia, cierpienia i szczęścia. Prawdziwa równowaga jest możliwa tylko wtedy, kiedy nie pozbawiamy świata żadnego z tych uczuć, nawet jeśli naiwnie wydaje się, że lepiej byłoby nam bez nich.

Tymczasem na ekranie…

wiele zmian. Mnożących się w każdej kolejnej scenie, mniej lub bardziej słusznie. Nie ukrywam, że przed obejrzeniem filmu natknęłam się na kilka niepochlebnych recenzji, uznałam jednak, że muszą być mocno przesadzone,dawca film ponieważ film, w którym zagrała Meryl Streep (w roli przewodniczącej Starszyzny) nie może być beznadziejny. I beznadziejny nie był, jednak trudno byłoby nazwać go dobrym, może raczej poprawnym? Na pewno nie dorastającym do książkowego pierwowzoru. Pierwszą ogromną zmianą jest zawyżenie wieku głównego bohatera i jego przyjaciół, w książce Jonasz ma zaledwie 12 lat, w filmie wygląda niemal jak szesnastolatek, co zdecydowanie wpływa na odbiór całej postaci. Reżyser nie uniknął również mnożenia dosyć sztampowych elementów – mam tu na myśli pocałunki nieobecne w książce, czy blockbousterową scenę pościgu – niekoniecznie niezbędną.

Wśród plusów filmowego Dawcy z pewnością można wymienić ciekawy zabieg zagrania kolorami, który świetnie wpisał się w konwencję książki, a nawet poradził sobie lepiej z proponowaną przez autorkę koncepcją bezbarwnego świata. To jednak przede wszystkim zasługa możliwości jakimi operuje kino jako takie. Całkiem niezły był również w roli tytułowego Dawcy Jeff Bridges, postarzony, zmęczony życiem, złamany. Lepiej niż autorka powieści poradził sobie reżyser z wykreowaniem filmowego antagonisty – przewodniczącej Rady Starszych. W książce postać ta jest raczej mdła i bierna, trudno przypisać jej tak rozległą władzę, o jakiej jest mowa w całej opowieści. Na ekranie Przewodnicząca wypada o niebo lepiej, chociaż nie jest to mistrzowski czarny charakter, który zapamiętalibyśmy na długo.

Mimo usterek zachęcam każdego do przeczytania Dawcy. Opowieść pióra Lois Lowry jest historią tak uniwersalną, że powinna spodobać się niemal każdemu. Zakończoną lekturę warto skonfrontować z wersją filmową, wyłapać zmienione szczegóły i wyrobić sobie własne zdanie na temat tego, co spodobało nam się bardziej.