Patrycja Pustkowiak, Nocne zwierzęta
Zepsucie, rozkład, stagnacja, miałkość. Debiutancką powieść Patrycji Pustkowiak można opisywać barwnie i długo. Można mnożyć określenia, które przychodzą na myśl po zakończeniu lektury. Ale jeszcze lepiej po prostu zachwycić się językiem autorki. Nie mam wątpliwości, że to język literackich szczytów.
Trudno powiedzieć, czy główna bohaterka Nocnych zwierząt istnieje naprawdę. I nie chodzi mi tutaj o stwierdzenie, czy Tamara Mortus stanowi jedynie fikcyjny produkt wyobraźni autorki, czy może ma swój pierwowzór w rzeczywistości pozaliterackiej. Nie w tym rzecz. Mam bowiem wątpliwości, czy mamy tu w ogóle do czynienia z bohaterką jako taką. Na pewnej płaszczyźnie, w ramach pewnej interpretacji – z pewnością tak. Tamara to kobieta około 30-letnia, zdegenerowana, zanużona po uszy w nałogu alkoholowym, relacje międzyludzkie traktująca (mówiąc mało dosadnie) dość powierzchownie. Rzuciła pracę, zakosztowała “bycia kimś”, ale ostatecznie wolała zostać nikim. A może po prostu tak wyszło. Czas spędza na oglądaniu programów ezoterycznych w telewizji, masturbacji i wciąganiu kresek białego proszku samotnie lub ze znajomymi. Z drugiej jednak strony, Tamara to symbol, figura, ucieleśnienie lęków ludzi jej pokolenia, choć przecież nie tylko ich. Pustkowiak skonstruowała postać, na którą w całości możemy spojrzeć jak na metaforę naszych czasów. Dlatego właśnie główna bohaterka nie jest do końca rzeczywista, niełatwo się z nią utożsamić, zrozumieć jej problemy, a także potraktować je poważnie. Podświadomie czujemy bowiem, że Tamara to bardziej idea, niż kobieta z krwi i kości. Autorka nie wyprowadza nas z błędu.
Fabuła opowieści zamyka się w trzech dniach, na narrację składa się niemal w całości monolog głównej bohaterki, przetykany gdzieniegdzie wypowiedziami pobocznych postaci. Zabieg to misterny, choć momentami paplanina Mortus rwie się nieco, a czytelnik musi przewracać strony wstecz, żeby przypomnieć sobie o co właściwie jej chodziło. Mimo tych chwilowych “ślepych zaułków”, język to bez wątpienia najmocniejsza strona Nocnych zwierząt. Zabawny, ironiczny, często szyderczy każe się podziwiać jako odrębność, jak zupełnie osobny organizm wybijający się ponad fabułę, bohaterów, czy konstrukcję opowieści. To właśnie ów język tworzy wyjątkową atmosferę książki Pustkowiak. Rozpina między kartkami zgorzkniałość, uwypukla parodię i jakby ukradkiem sieje grozę (Tamara spotka się przecież ze swoimi demonami, nie zechce jednak z nimi walczyć). Budzi też obrzydzenie. Częste, bardzo sugestywne opisy ekstremalnych stanów, w których znajduje się bohaterka i wszechobecna wulgarność mogą odrzucać co wrażliwszego czytelnika. Tym, którzy mają się za odbiorców delikatnych – raczej nie polecam.
Polecam natomiast wszystkim, którzy są ciekawi, czy Patrycja Pustkowiak słusznie została nominowana do nagrody Nike w 2014 roku i czy Justyna Sobolewska miała rację, pisząc, że Nocne zwierzęta „prześwietlają naszą rzeczywistość”. Czytając tę książkę warto uzbroić się w cierpliwość. Akcja nie zmierza tu w jasno wyznaczonym kierunku, bohaterka w wielu z nas na pewno nie wzbudzi sympatii, niejedną osobę natomiast zirytuje. Mimo tych dyskusyjnych minusów każdego mola książkowego zachęcam do sięgnięcia po tę wyjątkową, niebanalną, wymagającą pozycję.